Paweł Bobołowicz ■ UKRAINA – DONBAS■

Zawieszenie broni

Miejscowość Łuhańskie położona w obwodzie donieckim jest ostatnim punktem kontrolowanym przez ukraińskie wojska. Jej nazwa stale powraca w raportach dotyczących sytuacji na froncie. Tutejsze pozycje ciągle popadają pod obstrzał prorosyjskich formacji zbrojnych. Najbardziej aktywna faza działań zbrojnych na tym terenie trwała do 2016 roku.  Wiele domów zostało zniszczonych lub uszkodzonych. Dziś jednak te, które są zamieszkane, zostały wyremontowane. Na bramach wjazdowych, drzwiach znajdują się naklejki informujące o międzynarodowych donorach. Świeży tynk wskazuje odnowione części budynków, wstawione zostały nowe okna, położona nowa dachówka. Ale część budynków pozostałą zrujnowana, inne mają wyraźne ślady ostrzałów. Iwan, który jest emerytem, opowiada jak w jego dom uderzył artyleryjski pocisk. Cudem w tej części domu nie było mieszkańców. Według rozmówcy pocisk był ukraiński: „Może i nie chcieli pocelować w dom,  ale maja starą amunicję i po prostu pocisk nie doleciał, tam gdzie miał. Przyjechał jakiś oficer, coś tam tłumaczył, ale wiedział, że nie ma racji. Od tego wszystkiego mam chore serce. Ile tu ludzi straciło zdrowie…Tego nikt nie chce uznać, że to przez wojnę. Teraz to już wiemy skąd i gdzie leci. Przyzwyczailiśmy się, ale to  też jest złe, bo zapominasz o niebezpieczeństwie”. To ostatnie zdanie często powtarza się w opowieściach i mieszkańców i żołnierzy. Iwan pokazuje ułamki, które składa na pniu leżącym przed domem. Niektóre większe od dłoni. „Wiesz ile mamy szczęścia, że wciąż żyjemy?”. Rozmawiamy w Wielki Piątek późnym popołudniem. 100 metrów dalej na drodze widać zasieki. I oznaczenia ostrzegające przed minami. Tą drogą kiedyś w ciągu kilkunastu minut można było dojechać do Debalcewa. Miasta, o które przez wiele dni trwały zaciekłe boje w styczniu i lutym 2015 roku. Po stronie tzw. separatystów walczyli rosyjscy żołnierze, z Rosji ściągano czołgi i wyrzutnie rakietowe.  Wtedy dźwięki wystrzałów i wybuchów nie milkły nawet na chwilę. Bitwa o miasto skończyła się porażką ukraińskiej armii. W bojach na przełomie stycznia i lutego 2015 roku mogło zginęć nawet 180 ukraińskich żołnierzy, ponad 100 trafiło do niewoli.

Dziś pojedyncze ostrzały nie robią na mieszkańcach większego wrażenia. Nawet gdy niedaleko od toczącej się rozmowy rozrywa się pocisk moździerzowy. Huk i dym raczej wywołują ciekawość kto i w co pocelował, niż obawę, że następny może spaść zdecydowanie bliżej. Nikt sobie też nie zawraca głowy takim faktem, że teoretycznie trwa świąteczne zawieszenie broni.

fot. Paweł Bobołowicz

Świąteczna babka

Ukraiński kapelan prawosławny ojciec Serhij Dmitriejew regularnie przyjeżdża do jednostki wojskowej, której żołnierze zabezpieczają Łuhańskie.  Kapelan zna życie brygady i historie prywatne żołnierzy. Jest nie tylko ich duchowym opiekunem, ale druhem, towarzyszem niedoli, kolegą. Tegoroczną wielkopiątkową noc spędza na jednej z frontowych pozycji w okopach. Jeden ze starszych żołnierzy wypytuje o proces zjednoczenia cerkwi, z innym o.Serhij rozmawia grając w popularną na wschodzie grę nardy. Nocą dwukrotnie wróg ostrzeliwuje ukraińskie pozycje. Niecelnie. Ukraińcy nie odpowiadają.  Pozycje tzw. separatystów są widoczne gołym okiem. Jeden z żołnierzy opowiada o ich „zabawach”: „Czasem, gdy pewnie piją, grają na jakieś zakłady. Potrafią wyskakiwać ze swoich okopów, siadać na ziemi przez jakiś czas, a potem szybko uciekają. Prowokują nas. Czasem coś krzyczą w naszą stronę”. Aktywność wroga i jego zachowania zależą też od rotacji jednostek wroga. „Jak przyjeżdżają nowi od razu zaczynają strzelać. Robią dużo huku. Z czasem się uspakajają. Oni nas znają, a my ich”. Obydwie strony prowadzą nasłuchy, przechwytują rozmowy, komunikaty. Do obserwacji wykorzystywane są drony i kamery.

W podziemnych bunkrach panuje porządek, a o świętach przypominają ikony, świeczki i babki paschalne, które razem z kraszankami są na Ukrainie niezbędnym symbolem świąt. Nad ranem jeden z żołnierzy pyta ojca Serhieja czy taką babkę można już jeść. I chociaż normalnie w domach podaje się ją dopiero po poświeceniu pokarmów w czasie wielkanocnej liturgii, to życie okopów ma inne prawa. Babka zostaje spożyta na śniadanie razem z kawą.  W czasie wielkopiątkowej nocy na całej linii frontu wróg ranił dwóch ukraińskich żołnierzy. W Wielką Sobotę na ukraińskie pozycje spadły pociski moździerzowe. Tym razem ogniem odpowiadają też ukraińscy żołnierze.

Zmartwychwstanie na froncie

Późną nocą w sztabie rozpoczyna się  liturgia Wielkanocna. Przychodzą na nią żołnierze z pozycji oddalonych nawet o kilka kilometrów. Część zaznacza, że nie można im robić zdjęć. Swój wizerunek ukrywają przede wszystkim zwiadowcy i snajperzy. Niektórzy przynoszą koszyki z jedzeniem, inni przychodzą wprost z pozycji z bronią, w hełmach i kamizelkach kuloodpornych. Trzymając w rękach zapalone świeczki, cicho powtarzają modlitwy za kapelanem, a ich twarze rozjaśniają się gdy ojciec Serhij obficie polewa ich wodą w czasie święcenia i gdy głośno wspólnie powtarzają “Христос Воскрес!” i  “Воістину Воскрес!”. Jeszcze nie mija noc, gdy ojciec Serhiej w towarzystwie i pod ochroną jednego z oficerów rusza w objazd – najpierw do kompanii medyków, potem do czołgistów i o świcie na najbardziej wysunięte  pozycje. Żołnierzom zawozi babki paschalne, kraszanki i podarunki przekazane przez wolontariuszy. Żołnierze tygodniami przebywają w okopach, praktycznie odcięci od świata. Każdy element przypominający zwyczajne życie ma dla nich olbrzymie znaczenie. Nic dziwnego, że modlitwa wywołuje u niejednego wzruszenie.

Szaty liturgiczne kapelana przykrywają kamizelkę kuloodporną,  a Biblia spoczywa w futerale moro. Czasem modlitwa odprawiana jest pod siatką maskującą, czasem w zrujnowanych domach i nieczynnych magazynach, które służą za kolejne posterunki ukraińskiej armii. Na kilku pozycjach towarzyszą jej odgłosy wystrzałów. Zbyt odległych, żeby były groźne, ale jednak przypominają w jakim miejscu się jest. W swoich kazaniach kapelan mówi o Zmartwychwstaniu Pańskim i nawiązuje do nadziei na odrodzenie jedności terytorialnej i pokoju na Ukrainie.

Na spotkanie z kapelanem przychodzą chrześcijanie różnych obrządków, a nawet niewierzący. Zdarza się, że któryś żołnierz trzyma się z boku. Ale nawet takie osoby nie unikają rozmowy z księdzem, który przez nich nazywany jest „Padre” i traktowany jak pobratymca.

Ukraińscy kapelani różnych obrządków sprawują swoją posługę na całej linii frontu. Wyjeżdżając na pozycje bojowe często ryzykują więcej niż żołnierz, bo przecież nie mają odpowiedniego doświadczenia. Na początku wojny kapelani często byli traktowani jako problem, zbędny kłopot. Dziś cieszą się szacunkiem i są łącznikiem żołnierzy nie tylko z sacrum, ale także z normalnością życia pozafrontowego.

Według dowództwa ukraińskiej operacji wojskowej na wschodzie Ukrainy w czasie Wielkiej Nocy przeciwnik trzy razy ostrzelał ukraińskie pozycje, także przy wykorzystaniu moździerzy 82 mm (według Mińskich porozumień są zakazane  – red). Przez 10 minut z granatników ostrzeliwano pozycje w Krymskim. Jednak żaden ukraiński żołnierz nie zginął, ani nie odniósł ran.

Поділитися:

Схожі статті

Залишити відповідь

Ваша e-mail адреса не оприлюднюватиметься. Обов’язкові поля позначені *

*
*