Roman KabaczijARTYKUŁY, OŚWIADCZENIA2010-09-06

Proces tworzenia wspólnego dla Polski i Ukrainy Uniwersytetu Wschodnioeuropejskiego może zostać wstrzymany z powodu blokowania go przez ukraińskich urzędników.

Jeszcze w czerwcu podczas okrągłego stołu w Lublinie, poświęconego perspektywom powstania Uniwersytetu Wschodnioeuropejskiego, sprawa przedstawiała się dosyć optymistycznie. Pełnomocnik polskiego rządu do spraw utworzenia uniwersytetu prof. Jan Pomorski przekonywał, że nawet jeżeli na podpisanie międzyrządowej umowy nie przyjedzie ukraiński premier Mykoła Azarow, to zastąpi go wicepremier do spraw humanistycznych Wołodymyr Semynożenko, którego udało się przekonać, by przyjął rolę promotora ze strony Ukrainy. W. Semynożenko do Polski nie przyjechał, a na początku lipca Rada Najwyższa go zdymisjonowała.

Czy dymisja ta powiązana była z ideą Uniwersytetu Wschodnioeuropejskiego? W niewielkim stopniu, niemniej na szczytach władzy w Kijowie nie pozostała ani jedna osoba zdolna twardą ręką sfinalizować sprawę.
Panikę w środowisku polskich i ukraińskich sympatyków idei wspólnej szkoły wyższej wywołała publikacja w “Gazecie Wyborczej” Sławomira Skomry zatytułowana “Czy Ukraina zablokuje wspólny uniwersytet”, która ukazała się 21 lipca. Artykuł przedrukowało kilka ukraińskich portali internetowych. Autor, powołując się na wypowiedzi dwóch polityków z Partii Regionów, a także rzecznika polskiego Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego Bartosza Loby, kwestię utworzenia uniwersytetu sprowadza do decyzji jednej siły politycznej – Partii Regionów. W sytuacji kiedy nawet komuniści zadeklarowali swoją opozycyjność wobec polityki PR (paradoksalnie pozostając w koalicji), a drugie ugrupowanie koalicyjne – Partia Ludowa przewodniczącego parlamentu Wołodymyra Łytwyna ciągle narzeka na przeciąganie swoich ludzi na stronę obozu prezydenckiego, stawianie wyłącznie na opinię członków PR nie jest do końca słuszne. Brak jest decyzji ministra oświaty Dmytra Tabacznyka, który (pomimo iż stał w cichej opozycji do Semynożenka) ciągle popada w konflikt z premierem Azarowem. Ostatnio Tabacznyka oskarżono o niepowodzenie procesu rekrutacyjnego do wyższych uczelni, a zatem dość odległa sprawa Uniwersytetu Wschodnioeuropejskiego jest dla niego nie tyle nieaktualna, ile nie należy do pierwszoplanowych.
Zdymisjonowany wicepremier Semynożenko pełni teraz funkcję doradcy premiera Azarowa i stoi na czele Komitetu Nauki, Innowacji i Informatyzacji, podporządkowanego bezpośrednio Gabinetowi Ministrów (z pominięciem wicepremierów). Według portalu “Ukraińska Prawda” sam Semynożenko pragnie przekształcić to ciało w prawdziwe ministerstwo. To, że w planowanym uniwersytecie jeden z trzech wydziałów miał mieć charakter właśnie naukowo-techniczny, włącznie z budową pod Kijowem parku technologicznego (badania chemiczne i jądrowe), świadczy o tym, że w Semynożenko swojej działalności w żaden sposób nie rezygnował z projektu – czytaj “kontroli przepływu finansów” – wspólnego uniwersytetu. I zupełnie już nie zważa na krytykę ze strony nieżyczliwych mu osób. Na przykład, na słowa jednego ze znanych rzeczników Partii Regionów Wadyma Kołesnyczenki, iż Rada zdymisjonowała “nieefektywnego menadżera”, Semynożenko odpowiedział: “Nie zamierzam tracić czasu na takich, jak Kołesnyczenko”.
Kogo natomiast cytuje autor “Wyborczej”? Po pierwsze, wicepremiera do spraw “Euro-2012” Borysa Kołesnykowa, dla którego utworzenie takiego uniwersytetu jest bezsensowne, i to “nie podoba się rządowi”. To, że po zdymisjonowaniu Semynożenka kraj nie ma wicepremiera ds. społecznych, nie oznacza, że rzecznikiem sprawy wspólnego uniwersytetu powinna być osoba odpowiedzialna za piłkarskie mistrzostwa. Inna sprawa, że do powołania nowego wicepremiera może nie dojść – rząd Azarowa należy do “najpełniejszych” od czasu odzyskania przez Ukrainę niepodległości, a sfera społeczna i kulturalna nie stanowią dla PR priorytetu, zwłaszcza w sytuacji, gdy ugrupowanie to nie jest opozycyjnym i nie musi na każdym kroku krzyczeć o uszczuplaniu praw języka rosyjskiego i historycznych przekłamaniach.
W roli innego “eksperta” występuje sekretarz Rady Miejskiej Doniecka Mykoła Łewczenko (a raczej Nikolaj Liewczienka), którego S. Skroma nazwał “rzecznikiem Partii Regionów”. Łewczenko to znany na Ukrainie błazen, słynący przede wszystkim ze swoich ukrainofobicznych wypowiedzi oraz chęci zapędzenia języka ukraińskiego do folklorystycznego getta. Podczas jednej z konferencji prasowych w Kijowie Łewczenko otrzymał w prezencie krowi jęzor, oblano go także majonezem. Wśród swoich nauczycieli Łewczenko wymienia Władimira Żyrinowskiego – rosyjskiego “Andrzeja Leppera”, “Natalię Witrenko” i “Roberta Fico” w jednej osobie. Już chociażby to jedno wyznanie Łewczenkę dyskwalifikuje, nie mówiąc już o ym, by osoba ta mogła oceniać rolę lubelskiego UMCS-u w stworzeniu Uniwersytetu. Wschodnioeuropejskiego. Sądzę, że dla przyszłego uniwersytetu lepiej byłoby gdyby w ogóle nie powstał, niż mieliby budować go tacy ludzie, jak ów pan.
Rodzi się zatem pytanie: czy Ukrainie w ogóle potrzebny jest ten uniwersytet? Jeżeli przez wszystkie lata rządów “pomarańczowych” nie doszło do podpisania umowy międzyrządowej, a taką możliwość rząd J. Tymoszenko miał do samego końca swego istnienia (całkiem realna była możliwość postawienia nowej władzy przed faktem dokonanym, gdyż sprawę uniwersytetu prowadził najbliższy współpracownik pani premier Wołodymyr Pokochało). Ale nawet to, że uniwersytet będzie tworzony za europejskie pieniądze, a Polska i Ukraina miałyby wnosić około 10% sumy, nie przekonało pomarańczowych urzędników co do konieczności działania w sposób bardziej zdecydowany. Teraz zaś przychodzi nam słuchać “argumentów” członków PR, którzy utrzymują, że przeznaczanie na Uniwersytet Wschodnioeuropejski 2-3 milionów euro rocznie będzie dla Ukrainy bardzo obciążające. Jednocześnie w budżecie na 2010 r. pieniądze na uniwersytet zostały przewidziane. A na marginesie: na jedno uczczenie okrągłej rocznicy urodzin Wiktora Janukowycza wydano prawie 1 mln euro.
Jan Pomorski poinformował, że w dniu, w którym zdymisjonowano Semynożenkę zatelefonował do niego minister oświaty Tabacznyk i zapewnił, że sprawy uniwersytetu nie zdjęto z porządku dziennego. Przesłał nawet projekt zawierający pewne uściślenia, z którego zniknęły zobowiązania strony ukraińskiej co do corocznych wpłat na uniwersytet (w 2011 r. miały to być 2 mln euro). “Grozi to tym, – przekonuje Pomorski – że Ukraina wypadnie z projektu i Uniwersytet Wschodnioeuropejski powstanie bez udziału ukraińskich uniwersytetów i studentów”. Według pełnomocnika polskiego rządu, bez osobistego zaangażowania Azarowa lub samego Janukowycza sprawa zostanie skazana na porażkę.

Obecnie Europejskie Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów w Lublinie z roku na rok otrzymuje coraz mniejsze dofinansowanie. O ile przy tworzeniu EKPiUU fundowano niemal 100 stypendiów, teraz jest ich dziesięciokrotnie mniej. Ostatni doktoranci nie mają pewności, czy kiedykolwiek sprawa uniwersytetu (EKPiUU miałby przekształcić się na doktoranturę przy Uniwersytecie Wschodnioeuropejskim) zostanie załatwiona pozytywnie. Według politologa Jarosława Ponomarenka, doktoranta III roku, “Ukraina nigdy zachowywała w sposób jasny”, dlatego “ogólnie nastawienie studentów jest dosyć pesymistyczne – tyle przecież już słyszeli o uniwersytecie, że już im to obrzydło, a wierzyć chcieli”. Sam Ponomarenko należy do optymistów i podziela opinię pełnomocnika polskiego rządu J. Pomorskiego, że EKPiUU znajduje się teraz w fazie śpiącego motyla, który w kokonie przeczeka zimę i po zimowym śnie odrodzi się jako uniwersytet. Problem w tym, że “przezimować” będzie musiała nie tylko idea uniwersytetu, ale idea integracji Ukrainy z Europą w ogóle.

Artykuł w j. ukraińskim ukazał się w nr 28 “Naszego Słowa” (28.07.2010);
“Наше слово” №28, 11 липня 2010 року

Поділитися:

Категорії : Статті

Залишити відповідь

Ваша e-mail адреса не оприлюднюватиметься. Обов’язкові поля позначені *

*
*