Wspomnienia świadkini tragedii w Sahryniu

Tłumaczenie: Ola Rusina

▲ Марія Хоменко. Фото авторки статті
▲ Maria Chomenko. Zdjęcie^ Hrystyna Zanyk

Mam na imię Maria, córka Iwana, nazwisko po ślubie – Chomenko, nazwisko panieńskie – Melnyk. Za moje rodzinne i ważne dla mnie są  trzy wsi. Pierwsza wieś, Łasków, gdzie się urodziła moja matka. W tamtej wsi spoczywa wiecznym snem jej brat, którego zabili Polacy. Tam również została pochowana jej macocha, ponieważ matka mojej mamy zmarła, kiedy mama miała 6 lat, gdy rodzina po I wojnie światowej wróciła z emigracji.

Druga wieś to Modryń, urodziłam się tam, tam mieszkał mój tata i tam też spoczywa wiecznym snem jego siostra, którą zabili Polacy.

Natomiast Sahryń… Ta tragedia wydarzyła się 10 marca 1944 roku. Zginął tu ojciec mojej matki, zabili go na moich oczach. Byłam wtedy mała, miałam 4 lata.

Nasze wsie: Łasków i Modryń leżą 7 kilometrów od Sahrynia. Gdy bandy zaczęły palić okoliczne wsie, ludzie stamtąd zaczęli uciekać do Sahrynia, tu chcieli przeczekać ataki, ponieważ w Sahryniu był posterunek policji. To była bardzo duża wieś, ludzie myśleli, że banda nie odważy się tutaj przyjść i zaatakować.

Dlatego do Sahrynia uciekali mieszkańcy okolicznych wsi. Tak też zrobił mój tata. Przyszedł do Sahrynia, miał tutaj znajomego, poprosił, żeby go wpuścił nas do mieszkania. Ci gospodarze mieli 20-letniego syna, on przy nas, w obecności rodziny, został zamordowany przez bandę.

Nasze wsie, tak w ogóle były bardzo spokojne, bardzo pokojowe. To były rolnicze wsie, ludzie nie mieli nikomu nic za złe, tylko pracowali, byli mili dla siebie nawzajem.

10 marca poszliśmy spać – co prawda, wtedy szło się do łóżka ubranym, żeby mieć możliwość w razie czego szybko uciec. O 4 nad ranem usłyszeliśmy strzały, krzyki. Spojrzeliśmy przez okno, przez drzwi, zobaczyliśmy, co się dzieje. Zobaczyliśmy, że wieś zaczęła płonąć z każdej strony. Polacy strzelali “zapalajacymi pociskami ”, wszystkie domy były drewniane, kryte strzechami.  Wszystko natychmiast zaczynało płonąć.

Mama ubrała mnie w pierwsze, co znalazła pod ręką, i uciekłyśmy przez okno. Wszystko, co miałyśmy, zostało w chacie.

Byliśmy wtedy w trójkę – ja, mama oraz ojciec mamy. Przyjechał z Łaskowa, ponieważ tutaj był lekarz, dziadek zachorował i chciał pójść do niego na leczenie. Była także moja kuzynka, miała 12 lat. Szybciutko pobiegliśmy na pole, gdzie były ziemniaki, pamiętam, że leżały tam łęty. A dookoła – śnieg, mróz, lód.

Mama zobaczyła, że jest zimno, zdjęła płaszcz, została w samej bluzce. Ubrała mnie w ten płaszcz i położyła w błoto, w ten śnieg, twarzą ku ziemi. Potem położyła się obok, położyli się też dziadek z siostrą, tak aby wydawało się, że nie żyjemy. Mama kazała mi: leż, nie ruszaj się i ani piśnij, bo nas zabiją.

To wszystko mam opowiadała mi już później. Gdy sie to działo byłam przecież dzieckiem, miałam 4 lata, wszystko mogłam zapomnieć. Jednak byłyśmy z mamą w bardzo dobrej relacji, opowiadała mi o wszystkim.

Leżymy i nagle słyszymy czyjś rozkaz i krzyki, jak gdyby ktoś komuś coś przekazywał. To było o 4 nad ranem, jeszcze ciemno, zima. Dziadek oparł się na łokciach, spojrzał w stronę lasu, zobaczył: idzie szereg Polaków, w odległości 10 metrów jeden przy drugim. Dziadek znowu umilkł. Mówi: “Leżcie cichutko, nie ruszajcie się”. A potem, gdy podeszli bliżej, nagle wstaje i idzie w ich kierunku. Myślał, że uratuje swoje dzieci. Podchodzą bliżej: “Pokaż dokumenty”. Dziadek wyjął dokument z kieszeni. Zobaczyli, że jest Ukraińcem, i od razu bez żadnego słowa strzelili mu w głowę głowy. Dziadek osunął się na ziemie. Podeszli, przeszukali go. Zabrali kieszonkowy zegarek. Odwrócili się do nas. Wyobraźcie sobie: leżymy, oni podchodzą. Jeden mówi: “Tutaj będzie robota, aż troje tu leży”. A ja jestem w płaszczu, więc myślą, że też jestem dorosła.

Nie ruszamy się. Podchodzą, ktoś mówi: “Oni nie żyją”, drugi: “A może nie”. Szarpnął mamę za ramię. Nie mogła już udawać martwą, klękła, prosiła: “Ja jestem Polka, co ja panu zrobiłam?”. “To moja córka, niech pan nas puści”, – prosiła, błagała. Polacy na to nie zwrócili uwagi. Jeden mówi: “Strzel jej w łeb, bo to się rozmnoży”. Inny zaś mówi (być może, miał wyższy stopień): “Nie, niech żyje! Oni nasze dzieci nie zabijali. Idź i pamiętaj, że Polak ci życie darował”.

Puścili nas, mama wzięła mnie na plecy i szybciutko poszła. Jednak pomyślała: jeśli strzelą, pierwsze zostanie zabite dziecko. Dlatego mama zmieniła moje miejsce, niosła mnie przed sobą. Tak szłyśmy przez pole. Przyszłyśmy do jakiejś chaty. Była to polski doma, mieszkała tam Polka. Okna zasłonięte, koło piwnicy stoi przybudówka i leżą kamienie. Mama zapukała do drzwi – nikt nie otworzył. Wtedy mama usiadła na kamieniu, wzięła mnie na kolana. Polka wyjrzała przez okno, odsłoniła firankę – i zasłoniła z powrotem. Pewnie ze trzy razy tak odsłaniała i zasłaniała. Potem pokazuje: chodźcie tu. Weszłyśmy do chaty, ona mówi: “Ustalmy tak: jeśli przyjdą Ukraińcy, powiecie, że jestem Ukrainką. Jeśli przyjdą Polacy, powiem, że jesteście Polakami”. Zostaliśmy u niej. Za jakiś czas, może za pół godziny, przybiegł młody chłopak, może 20-letni. Ranny. Prosił, pukał do drzwi: wpuść mnie, uratuj. Nie wpuściła. Później mama zobaczyła go, kiedy szła przez wieś – leżał zabity na polu.

Taka to była tragedia. Spróbujcie zrozumieć jedną rzecz. Na takiej wsi – w ogóle Sahryń to duża wieś, ale jaka by nie była – usłać ziemie ponad 1200 trupami*, jeden przy drugim i to w ciągu jednej godziny! To była wielka siła – Armia Krajowa, miała karabiny maszynowe, były jeszcze Bataliony Chłopskie pod dowództwem Basaja (miał pseodonim “Ryś”). Teraz mu postawiono pomnik w Smoligowie, Polacy czczą go jak bohatera**. Nie mamy nic przeciwko: to jest wasza historia, wasz bohater, możecie go czcić i przed nim klękać. Dlaczego jednak  macie coś do naszych bohaterów? To jest nasza historia, nasi bohaterowie, nasze wartości. (…)

Mama każdego roku 10 marca pisała wiersze i płakała, ponieważ tutaj nie wolno było przyjechać, nawet pomodlić się przy grobie, nie można było odwiedzić zabitych. Aż dopiero w 2000 roku mój mąż, ja z wnukiem, mama (miała wtedy już 80 lat), siostra – przyjechaliśmy tutaj i ustawiliśmy krzyż nad grobem, gdzie pochowano dziadka. Zobaczyliśmy, w jakim stanie jest cmentarz w Łaskowie: same gąszcze, nie można było przejść. Mąż wziął siekierę i pościnał, żebyśmy mogli przejść do grobu babci. Moje słowa w pełni nie potrafią oddać tego co czuliśmy. Powiedziałam wtedy: jeśli nic nie zrobimy, jutro-pojutrze przyjadą spycharką i wszystko zrównają z ziemią. Nie ma już tabliczki “Łasków”, tylko droga na Smoligów. Powiedziałam: “Nikt nie wspomni, że mieszkali tutaj ludzie, że tu się wydarzyła tragedia, że przelano tyle krwi”. Ustawiliśmy krzyże w Łaskowie i w Modryniu. I już po tym ludzie zaczęli opowiadać, jaka to była tragedia, zaczęto porządkować te nasze cmentarze.

*Według ostatnich badań profesora Igora Hałagidy w Sahryniu ustalono liczbę 606 ofiar.

** W Smoligowie w powiecie hrubieszowskim postawiono pomnik Polakom, które zginęli w trakcie walk w tej miejscowości. Natomiast w Hrubieszowie jedna z ulic nosi imię Stanisława Basaja (“Rysia”), który odpowiada m.in. za pacyfikację ukraińskich wsi w roku 1944.

Поділитися:

Схожі статті

Коментарі

  1. Kłamliwe to i jednostronne stara kobieta mieszka w Polsce jak ma takie żale niech wraca na ukrainę tam czczą banderowców, klimat jej będzie pasował. Wstyd za wymordowanie polskich wsi.

Залишити відповідь

Ваша e-mail адреса не оприлюднюватиметься. Обов’язкові поля позначені *

*
*