Aleksander Maślej ■ ARTYKUŁY, OŚWIADCZENIA ■ 2015-06-21
W dziesiątą rocznicę śmierci – Jackowi Kuroniowi poświęcam
Była piękna jesień 1996 roku.
Jacek Kuroń, ówczesny przewodniczący Komisji ds. Mniejszości Narodowych, zwołał jej wyjazdowe posiedzenie na Łemkowszczyźnie.
Wasyl Szlanta od tygodnia przygotowywał transparenty na powitanie komisji w Uściu Gorlickim, dawniej Ruskim. „Oddajcie nasze lasy” – widniał napis na jednym z nich. Nietrudno uwierzyć, że nie mogliśmy znaleźć chętnych do ich trzymania. Zrobiliśmy to przez wymuszenie. Jacek był bardzo zadowolony z powitalnego protestu.
Spotkanie poświęcone zwrotowi lasów w sali gimnastycznej szkoły podstawowej w Uściu Gorlickim było bardzo emocjonalne i burzliwe. Wszystkim w pamięci zapadło wystąpienie weterana II wojny światowej, żołnierza Armii Czerwonej, Wasyla Kopczy, który oddał Jackowi Kuroniowi medale zdobyte na „polu chwały”. Były przeprosiny Jacka Kuronia, który poprosił o przyjęcie tych medali z powrotem, potem ucałował rękę Wasyla Kopczy.
Gdy sejmowym autobusem jechaliśmy do krynickiego ośrodka prezydenta RP „Echo” Wasko Szlanta przekładał i układał rzędami dokumenty – tak jak to lubi robić, pod względem ważności. Do ośrodka „Echo” dotarliśmy późnym wieczorem. Przed budynkiem pojawił się Jacek Kuroń, liczni posłowie i cały sekretariat sejmowej komisji. Ruszyli się zakwaterować. To było pierwsze i tak liczne w reprezentantów Sejmu spotkanie na naszej ziemi.
Następnie wszyscy, my również, poszliśmy na uroczystą kolację. Siedziałem pomiędzy Jackiem Kuroniem a Bogusią Berdyczowską, doradczynią Przewodniczącego. Pamiętam zastawiony po królewsku stół, mnogość przystawek i dobrego jedzenia w ogóle, kalambury słowne Jacka Kuronia. Potem Jacek Kuroń miał wystąpienie, rozweselił obecnych, a na końcu dodał: – Przyjechałem tu dla nich – wskazał na Waska i mnie. – Więc chcę z nimi porozmawiać. Podziękował wszystkim i skinieniem ręki zaprosił nas za sobą. Podszedł do szefowej ośrodka i zapytał czy jest tu bezpieczne pomieszczenie, gdzie moglibyśmy spokojnie porozmawiać.
– Tak.
Zaprowadziła nas do bezpiecznego pokoju, obok ośrodkowej restauracji.
Kiedy weszliśmy, Jacek wyciągną rękę i powiedział: – Dla was jestem Jacek, nieoficjalnie, ale na posiedzeniu Komisji Sejmowej zachowujcie dystans. OK?
– Tak odpowiedzieliśmy zgodnie.
– O co jutro walczymy? – zapytał.
Wasko wyciągnął dokumenty i mówi: – O Nikifora.
– Dobrze, mów o co chodzi?
Kiedy chciałem coś powiedzieć, rozległo się pukanie… Wszyscy spojrzeliśmy na drzwi. Wacek zaczął mówić o sprawie Nikifora – jeszcze wtedy Krynickiego, a nie Epifaniusza Drowniaka.
Pukanie stawało się natarczywe, w końcu drzwi się uchyliły, pojawiła się w nich głowa młodego mężczyzny się, padło pytanie: – Panie Kuroń, chciałbym zadać panu tylko jedno pytanie…
– Przepraszam, ale mam tu ważne spotkanie – spokojnie odpowiedział Jacek Kuroń.
– Ale tylko jedno pytanie…
– To po spotkaniu.
A ten natarczywie: – Ale bardzo proszę, bo my zaraz wyjeżdżamy…
– Dobrze – odpowiedział Jacek.
Do pomieszczenia weszło dwóch facetów, jeden z obandażowaną prawą ręką, usiedli obok nas przy stoliku i ten natarczywy pyta: – Panie Kuroń, czym się pan bardziej czujesz: Żydem czy Ukraińcem?
– Złe pytanie – spokojnie odpowiada Jacek. – Gdybyś mnie zapytał, kim jestem, odpowiadam: Polakiem. A tu przyjechałem rozwiązywać problemy mniejszości ukraińskiej i staram się czuć Ukraińcem. Kiedy zaś będę rozwiązywać problemy Żydów w Polsce, będę starał się czuć Żydem!
To jedno pytanie przerodziło się w czysto antysemicki atak na Jacka.
Jacek z kamiennym spokojem odpowiada tym facetom, wyjaśnia.
Raz Wasko, raz ja, napominamy, aby wyszli – bo miało być tylko jedno pytanie. Goście nie zwracają uwagi na nasze prośby. Gdzieś po około dwóch godzinach maltretowania Jacka i również nas, zrozumieliśmy z Waskiem, że to chłopcy ze służb specjalnych.
We mnie rośnie temperatura, wstaję, mówię: – Proszę wyjść.
Gość z obandażowaną ręką do mnie: – Chcesz wyjść, to chodź…
Wychodzimy z pokoju. Wasko zostaje z tym drugim i z Jackiem.
Wychodzimy przed ośrodek „Echo”, wkładam ręce do kieszeni i mówię do niego: – Bij jak w worek, ubeku, ile chcesz, ja tu jestem na zaproszenie Sejmu RP, i to Sejm RP będzie ciebie z tego rozliczał. A Ty?
Gość zdębiał, odjęło mu mowę.
W tym samym czasie Wasko podniósł się i mówi: – Poczekaj tu pan, zadzwonię po policję. I ruszył do recepcji.
Nagle obandażowany dostaje sygnał alarmowy na telefon, słyszę to wyraźnie, i zaczyna uciekać w kierunku recepcji. Biegnę za nim. Obydwaj w biegu spotykają się za recepcją, znikają za służbowymi drzwiami. Ja do drzwi – zamknięte…
Przywołuję recepcjonistkę, pytam podniesionym głosem
– Kim oni są?
– Nie wiem?
– Jak to? Znikają za służbowymi drzwiami, a pani nie wie?
– Proszę zawołać kierowniczkę – mówię…
Razem z Waskiem pytamy bladą jak papier kierowniczkę, kim są ci dwaj „bohaterowie”, gdzie oni są?
– Nie mam zielonego pojęcia gdzie i kim są?
– Tylko pani znała miejsce spotkania – mówię. – I tylko pani mogła powiedzieć im gdzie jest Jacek Kuroń.
– Proszę dzwonić po policję – mówi Wasko…
– Ależ panowie, ja naprawdę nie wiem kim oni są…
– Rozumiemy –odpowiadamy. – Kierownikiem ośrodka Prezydenta RP zostaje przypadkowa kobieta z ulicy…
Odprowadzamy Jacka do jego pokoju, sami wchodzimy do swoich. Rozemocjonowani zaczynamy z Waskiem sklejać fakty: Jacek poprosił o bezpieczne pomieszczenie. Tu był gwóźdź! Służby specjalne myślały że spotkamy się w naszych pokojach, albo u Jacka Kuronia, albo w którymś z naszych. Tam były podsłuchy, a w bezpiecznym nie. To dlatego przerwali nam spotkanie!
Rano, po śniadaniu, przyjeżdża pan Janusz Pater – dyrektor Wydziału Spraw Wewnętrznych, Wyznań i Paszportów województwa nowosądeckiego…
I od razu pyta mnie: – Nagrywali coś?
– A co mieli nagrywać ? – odpowiadam. – I skąd Pan wie o tym, że było można coś nagrywać?
– Kierownicza ośrodka powiedziała, że była jakaś awantura!
– Raczej wasza prowokacja – odpowiadam…
Jacek Kuroń wchodzi spokojnym krokiem na salę posiedzenia Sejmowej Komisji ds. Mniejszości Narodowych. Mówi: – Wczoraj wieczorem, kiedy chciałem porozmawiać z reprezentantami Zjednoczenia Łemków, dwóch prowokatorów przerwało nam spotkanie. Zapytali mnie, kim się bardziej czuję: Żydem czy Ukraińcem…
To była największa sensacja dziennikarska. „Akcji Wisa”, Nikifor – Epifaniusz Drowniak, łemkowskie lasy i wszystko dla nas ważne przykryte zostało mierną prowokacją służb specjalnych już wolnej III Rzeczypospolitej.
Ale kto o tym pamięta? Jacek Kuroń? Nie żyje od 10 lat. Chyba że ja i Wasko Szlanta…
Олександр Маслей ■ ЛЕМКІВСКА СТОРІНКА ■ №25, 2015-06-21