Grzegorz Pecuch – rzeźbiarz przyrody

Ryszard DąbrowieckiARTYKUŁY, OŚWIADCZENIA2010-05-07

Urodził się w 1923 roku we Florynce, niewielkiej wsi w Beskidzie Niskim, położonej między Grybowem a Krynicą, w rodzinie łemkowskiej. Małego Grzegorza ciekawi cała przyroda; nawet ziemia, odkąd poznał trud jej uprawy i zbierania plonów. Dziwi go las, pełen tajemnic, powagi, nastroju. Szum liści, śpiew ptaków, zwierzęta – cała poezja przyrody oddziałuje na wrażliwego wiejskiego chłopca, pobudza jego wyobraźnię i fantazję. Szczególnie interesują go drzewa, zarówno te w lesie, gdzie każde jest inne, jak i drewno, używane jako materiał w gospodarstwie chłopskim. Chodzi boso, pasąc krowy na pastwisku, w wolnych chwilach nożem struga z drewna swoje pierwsze, prymitywne jeszcze rzeźby. Zaczyna rysować: na kartce papieru, a nawet patykiem na ziemi kreśli zwierzęta i jakieś fantastyczne postacie.

Podczas II wojny światowej Niemcy wywożą młodego Grzegorza na przymusowe roboty. Tam, w okolicach Hamburga ciężko pracuje u bauera. Przeżywa grozę alianckich bombardowań. Gospodarz przynosi swemu robotnikowi dłuto i drewno. Grzegorz w wolnych chwilach rzeźbi. I tak w 1944 roku spod jego dłuta wychodzi figurka jeźdźca na koniu, “drewniany konik” – tak nazwał on swój autoportret. Rzeźba ta miała dla niego szczególne znaczenie, była niemalże relikwią. Jak później wspominał artysta – prowadziła go przez życie, to codzienne i artystyczne, aż do światowych galerii i muzeów. W podziękowaniu dla swego gospodarza wykonał rzeźbę lwa stojącego na dwóch łapach. Po wojnie wraca do rodzinnej Florynki, potem rozpoczyna naukę w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Zakopanem. W przyjęciu do szkoły pomógł mu drewniany konik, którego podziwiali tamtejsi artyści – pedagodzy.
Nadchodzi rok 1947. Grzegorz przychodzi na stację kolejową, pożegnać swoją wywożoną rodzinę, żołnierze chcą go bezpodstawnie aresztować. Uchronił go… drewniany konik. Ta mała rzeźba spodobała się oficerowi mieszkającemu na kwaterze u Pecuchów i rozkazał Grzegorza zwolnić. Te smutne wydarzenia upamiętnił, wykonując ceramiczną rzeźbę, którą nazwał “Akcja Wisła”. Przedstawia ona dzbanek z namalowanymi postaciami: wiejskiej kobiety i mężczyzny, dźwigającymi tobołki.
Pecuch kontynuuje naukę w Zakopanem pod kierunkiem Antoniego Kenara. Ten nieprzeciętnej osobowości pedagog i rzeźbiarz pochodzący z Iwonicza, mistrzowsko kształtuje swoich uczniów, sięgając do tradycji rzeźby ludowej. Będąc dyrektorem Liceum, odkrył talent swego ucznia i pokierował jego dalszą artystyczną edukacją. Pecuch rozpoczyna studia na Wydziale Rzeźby warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, w pracowni profesora Mariana Wnuka, gdzie w 1956 otrzymuje dyplom. Swoją pracę dyplomową zatytułował “Łemko”: rzeźba przedstawiała mężczyznę w stroju łemkowskim. Jednocześnie był to autoportret Pecucha. Jeszcze przed ukończeniem studiów wraca do Zakopanego i w roku 1955 podejmuje pracę jako nauczyciel rzeźby w tej samej szkole, w której uprzednio był uczniem. Przywiązany do swojego mistrza Kenara, gdy ten jest już ciężko chory, według jego projektu, razem z Władysławem Hasiorem, wykonują drewniane rzeźby dla pomieszczeń nowo wybudowanego Domu Turysty w Zakopanem. Przez dwadzieścia lat, aż do 1975 roku w tym samym liceum Pecuch kształci chłopskie talenty. Sam początkowo pracuje w kamieniu, zajmuje się ceramiką, głównie jednak uprawia rzeźbę w drewnie. Wystawia od 1957 roku.
W pierwszej połowie lat 70. miało miejsce wydarzenie, które naraziło artystę na poważne nieprzyjemności i wpłynęło na jego dalsze życie. Uczniowie jego bez zgody władz budowali pomnik – popiersie generała Władysława Sikorskiego. Na ich prośbę nauczyciel pomógł im w wykonaniu tablicy – inskrypcję objaśniającą rzeźbę. Ówczesna służba bezpieczeństwa oskarżyła Pecucha jako współautora pomnika. Wykorzystano przy tym fakt, że ukraińska gazeta wychodząca na Zachodzie pisała o Pecuchu jako o wybitnym łemkowskim rzeźbiarzu. W obronie swojego przyjaciela wystąpił wówczas publicznie Hasior, jako jedyny z zakopiańskich plastyków wykazał się odwagą cywilną. Prześladowania, szykany ze strony władz były dla artysty ciężkim przeżyciem psychicznym i w konsekwencji spowodowały zwolnienie go z pracy w Liceum w 1975 roku. Te przykre okoliczności utrudniały zakopiańskiemu rzeźbiarzowi dalszą pracę twórczą.
Pecuch od dzieciństwa czuje się z przyrodą organicznie związany. W lesie spotyka dziwne, zaskakujące formy i kształty, które wytworzyła sama natura. Zastanawia się jakby je poprawić, żeby przypominały figury ludzi lub zwierząt. Rzeźbiarskim problemem np. staje się dla niego pień powalony przez wiatr, leżący na drodze, popękany od deszczu. Szczególnie interesuje go materia drewna. Chce rozedrzeć materię, z której tworzy i zajrzeć do środka, dotrzeć do jej istoty i zgłębić tajemnice drewna. Odważnie eksperymentuje. Stosunek jego drewna jest pełen szacunku i serdeczności, jako do materiału najpełniej symbolizującego siłę i godność przyrody. Artysta “czuje” drewno, które posłusznie poddaje się jego artystycznym zamysłom. Stąd pracę odzwierciedlają myśli i idee twórcy, bogactwo jego wewnętrznych przeżyć.
Rzeźby Pecucha są niewielkich rozmiarów, kameralne, przeważnie od 45 cm do ok. 120 cm wysokości. Jest też kilka prac większych. Zostały wykonane z różnych gatunków drewna: dębu, gruszy, olchy, lipy, inne z modrzewia, orzecha, akacji czy sosny. Przedstawiają las, ludzi, a przede wszystkim zwierzęta, są także pory roku. Równie ciekawe rzeźby to: “Zaloty”, “Macierzyństwo”, “Kwiatostan”, “Rodzina”, “Przyjaciele”…
Część tych rzeźb jest połączeniem różnych gatunków drzew – jasnego i ciemnego. W niektórych pracach autor odchodzi od metody tradycyjnej wykonywania rzeźby w drewnie naturalnym – zmienia fakturę: maluje prace na niebiesko i czerwono. Niekiedy w swoim materiale, drewnie wycina kompozycje ażurowe – te otwory, prześwity dodają im przestrzeni i lekkości, sprawiają na widzach wrażenie, jakby rzeźby łączyły się z otoczeniem. Inne, z wyraźnymi układami piętrowymi, budowane były pionowo, wertykalnie, pną się gdzieś ku górze. Pecuch jest artystą – poetą, często używa w swoich pracach przenośni, metafory, podobnie jak poeci w swoich wierszach. Stąd tak wiele poezji w jego dziełach. Patrząc na dużą rzeźbę “Las”, możemy w niej odczuć nawet wierzchołki drzew, choć drzew w niej nie ma, ani liści nie widać. Podobnie w “Dziku”, który mimo swych dużych rozmiarów jest bardzo poetycki i tchnie gąszczem leśnym. Artysta sięga do baśni i tradycji rzeźby ludowej, twórczo je przetwarza. Widząc czerwonego kota siedzącego na gałęziach, odnosimy wrażenie, jakby to była ilustracja z bajki. Podobnie śmieszne, drewniane figurki ludzików i zwierząt umieszczone na płocie, w otoczeniu przyrody wyglądają jak istoty żywe z ludowych baśni. Dla widzów, odbiorców sztuki kontakt z rzeźbami G. Pecucha, zarówno w jego prywatnej galerii autorskiej w Zakopanem przy ul. Kasprowicza 31a, jak i na wystawach w galeriach czy muzeach, była zawsze przeżyciem. Dla wielu ta niecodzienna sztuka, pełna uroku i nastroju przypominała zaczarowany świat baśni.
Zafascynowany twórczością Pecucha był Jerzy Harasymowicz, poeta ukształtowany w tym samym kręgu kulturowym. To, co zobaczył, opisał w wierszu “Budowanie lasu”, czytamy tam: “U Pecucha praczas dmucha, Tam z brzucha natury wychodzą światy…”.
Artysta uczestniczył w wielu wystawach zbiorowych i indywidualnych. Prace jego były pokazywane w całej Polsce. Eksponowano je również za granicą: w Rosji, Niemczech, Bułgarii, Francji oraz w Belgii, Holandii i Hiszpanii. Trafiły do galerii i muzeów europejskich stolic, gdzie oglądali je widzowie Wiednia, Budapesztu, Sztokholmu i Pragi. Zawędrowały także do Ameryki, gdzie oglądano je w Nowym Jorku, Waszyngtonie i Rio de Janeiro. Również Ukraińcy mieli możność poznania prac na jego wystawach indywidualnych we Lwowie, Kołomyi i Brzeżanach.
Oprócz rzeźb kameralnych Pecuch ma w swoim bogatym dorobku również kilka pomników w plenerze. Najbardziej znany monument w granicie, upamiętniający poległych w czasie wojny żołnierzy i partyzantów z Łemkowszczyzny, znajduje się w Ujściu Gorlickim. Rzeźbiarz jest także autorem kompozycji przestrzennych do głośnego w swoim czasie filmu “Faraon”, który oglądały setki tysięcy ludzi. Twórczość jego wysoko cenili również krytycy sztuki, podkreślając w artykułach prasowych i wielu publikacjach jej oryginalność i niepowtarzalność. Wyrazem tego były liczne wyróżnienia i nagrody dla zakopiańskiego artysty. Był on m. in. laureatem nagrody im St. Witkiewicza. Grzegorz Dubowski zrealizował o nim film “Wydobyłem rzeźbę z lasu”, który podczas przeglądu filmów o sztuce w Zakopanem w 1995 r. zdobył nagrodę publiczności oraz widzów TV Polonia.
W sztuce Pecucha, którego można nazwać rzeźbiarskim odkrywcą przyrody – kosmos, natura, zwierzęta, człowiek, stanowią jedną wielką całość, jeden świat. Prace zakopiańskiego rzeźbiarza pokazują wielkość, siłę i piękno tego świata. Odbiorcy sztuki odnajdują w tej twórczości poczucie bezpieczeństwa, doznają spokoju.
W życiu prywatnym Grzegorz Pecuch pozostał – podobnie jak w sztuce – wierny tradycji. W rozmowach podkreślał swoje chłopskie i łemkowskie korzenie. Opowiedział mi dzieje swego drewnianego konika, który stał w galerii na honorowym miejscu. Artysta opowiedział mi również swoją niezwykle ciekawą biografię. Satysfakcję sprawiało mu życie rodzinne. Cieszył się swoim przydomowym ogródkiem, który samodzielnie uprawiał, lubił też swoje zwierzęta – koty. Opowiadał, że galerię jego chętnie odwiedzają artyści zagraniczni, chcąc zobaczyć rzeźby z drewna, bo u nich, na Zachodzie większość prac jest z plastiku. Jako człowiek był tak naturalny i bezpośredni, jak rzetelna i prawdziwa jest jego sztuka. Mając już 80 lat, mówił, że przed nim jest jeszcze dużo pracy i chciałby dożyć do stu lat. Zmarł w 2008 roku, w wieku 85 lat.

Artykuł w j. ukraińskim ukazał się w nr18/2009 “Naszego Słowa” (2.05.2010);
“Наше слово” №18, 2 травня 2010 року
{moscomment}

Поділитися:

Категорії : Статті

Залишити відповідь

Ваша e-mail адреса не оприлюднюватиметься. Обов’язкові поля позначені *

*
*